Irlandia przywitała mnie normalną jak na ten kraj pogodą, na którą jednakże nie byłam przygotowana - paskudny wiatr, mżawka i ślizgawica.
Po wyjściu z samolotu dostałam wiatrem w twarz, potem deszczem po głowie a udając się samochodem do domu modliłam się o swoje życie.
Tak tu już jest, że pogoda jest paskudna i po prostu trzeba się do niej przyzwyczaić. Raz słońce, raz deszcz a nawet grad a do tego wietrzysko - czasem nawet wszystko na raz - pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie.
Przed każdym wyjściem patrzę za okno, otwieram drzwi, by sprawdzić jaka jest temperatura ale i tak na nic się to nie zdaje. Wychodzę na spacer, ubieram Małego w losowo wybraną kurtkę, bo za oknem pięknie, słonecznie ale muszę liczyć się z tym, że jak już będę wracać będzie padało i.. Niemal zawsze tak jest! Wracam cała od góry do dołu mokra, bo - ups! - złapał mnie "niespodziewanie" deszcz..
Akurat dziś, gdy musiałam koniecznie jechać do innego, oddalonego o kilkanaście kilometow miasta, pozałatwiać kilka urzedowych spraw bardzo mocno lało.
Gdy już dostrłam na miejsce zaczęło tak wiać, że myślałam, iż zaraz stracę głowę.
W drodze powrotnej znów lało a po kawie wyszło piękne słońce a przed zachodem słońca znów zrobiło się szaro i buro.. Pięknie, nie?
Jeżeli chodzi o kawę, to teraz będąc u kogoś w gościach na pewno jej nie odmówię..
Przez owe deszcze na Wyspie jest paskudnie wilgotno - powietrze jest ciężkie, duszne a do tego to niekorzystne dla mnie ciśnienie i tu właśnie ratunkiem jest dla mnie kawa.. Nauczyłam się pić kawę, bo czułam się bardzo źle - głowa bolała niemiłosiernie!
Kiedyś zastanawiałam się dlaczego Irlandia nazywana jest Zieloną Wyspą.. Teraz już wiem! W Irlandii cały rok jest zielono - całoroczna wiosna i wieczna alergia!; )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz