Synek w dniu przylotu miał skończone 7 miesięcy.
Byłam już gdzieś w połowie wprowadzania nowych składników do jego diety a tu.. Szok.
Po przylocie wybrałam się do sklepu w celu zakupu słoiczków - po przylocie byłam już tak zmęczona, że niestety byłam w stanie tylko iść do sklepu i ułatwić sobie w tym dniu choć trochę życie i podać Małemu gotowe danie.
Po wejściu do sklepu (znanej sieci hipermarketów) udałam się od razu w kierunku działu z artykułami dziecięcymi. Znalazłam poszukiwane obiadki, które są w dostępne w słoiczkach oraz aluminiowych puszeczkach! Na pierwszy ogień poszły słoiczki 4-6 miesięcy a tam w składnie: cebula, bazylia, fasola, wołowina czy też wieprzowina.. No nie.. Myślałam, że to jakieś jaja!
Złapałam słoiczki innego znanego producenta w tym samym przedziale wiekowym: pomidor, papryka, cukinia.. Dania jak dla dorosłych tylko wszystko zmielone: spaghetti, coś a'la fasolka po bretońsku, niby roladki wołowe w sosie własnym, ratatuj..
Rozglądam się po półkach, poszukując pojedynczych warzyw w słoiczkach - nic!
Jako "samodzielne danie" jest jedynie marchewka z słodkim ziemniakiem.. Rozglądam się więc dalej, szukając jakiegoś "zastępstwa" obiadku - są kaszki - biorę w dłoń pudełko z oznaczeniem 4m+ a to owsianka z owocami leśnymi..
Końcem końców wybrałam słoiczek dwuskładnikowy a po tygodniu zaczęłam gotować sama.
Zastanawiam się tak teraz - czy to My w Polsce jesteśmy tacy "zacowafani" w rozszerzaniu diety, czy to po prostu Irlandczycy nie przejmują się tym co podają dzieciom?
Każdy kraj ma swoje zalecenia żywieniowe, chyba to jest przyczyną. Pewnie gdybyśmy pojechały do Indii lub do Chin, byłybyśmy w jeszcze większym szoku :)
OdpowiedzUsuń