niedziela, 23 marca 2014

Rozszerzanie diety "po irlandzku"

Synek w dniu przylotu miał skończone 7 miesięcy.

Byłam już gdzieś w połowie wprowadzania nowych składników do jego diety a tu.. Szok.


Po przylocie wybrałam się do sklepu w celu zakupu słoiczków - po przylocie byłam już tak zmęczona, że niestety byłam w stanie tylko iść do sklepu i ułatwić sobie w tym dniu choć trochę życie i podać Małemu gotowe danie.


Po wejściu do sklepu (znanej sieci hipermarketów) udałam się od razu w kierunku działu z artykułami dziecięcymi. Znalazłam poszukiwane obiadki, które są w dostępne w słoiczkach oraz aluminiowych puszeczkach! Na pierwszy ogień poszły słoiczki 4-6 miesięcy a tam w składnie: cebula, bazylia, fasola, wołowina czy też wieprzowina.. No nie.. Myślałam, że to jakieś jaja! 


Złapałam słoiczki innego znanego producenta w tym samym przedziale wiekowym: pomidor, papryka, cukinia.. Dania jak dla dorosłych tylko wszystko zmielone: spaghetti, coś a'la fasolka po bretońsku, niby roladki wołowe w sosie własnym, ratatuj.. 


Rozglądam się po półkach, poszukując pojedynczych warzyw w słoiczkach - nic! 
Jako "samodzielne danie" jest jedynie marchewka z słodkim ziemniakiem.. Rozglądam się więc dalej, szukając jakiegoś "zastępstwa" obiadku - są kaszki - biorę w dłoń pudełko z oznaczeniem 4m+ a to owsianka z owocami leśnymi.. 

Końcem końców wybrałam słoiczek dwuskładnikowy a po tygodniu zaczęłam gotować sama.

Zastanawiam się tak teraz - czy to My w Polsce jesteśmy tacy "zacowafani" w rozszerzaniu diety, czy to po prostu Irlandczycy nie przejmują się tym co podają dzieciom?

1 komentarz:

  1. Każdy kraj ma swoje zalecenia żywieniowe, chyba to jest przyczyną. Pewnie gdybyśmy pojechały do Indii lub do Chin, byłybyśmy w jeszcze większym szoku :)

    OdpowiedzUsuń