2,5 roku temu, pewna dziewczyna lecząc rany po nieudanym związku wybrała się wraz z najlepszymi przyjaciółkami na miasto, na babski wieczór.
Po udanym wieczorze w pubie na karaoke, dziewczyny postanowiły wyruszyć dalej, lądując na wiejskiej dyskotece. Poznały one tam wielu kawalerów, lecz jeden.. Przypadł tej zranionej szczególnie do gustu.
Przystojny, wysoki blondyn o uroczych piwnych oczach i czarującym spojrzeniu.
Tak właśnie się z Tatkiem poznaliśmy i tak w sobie zakochaliśmy.
Zauroczeni, szczęśliwi zapomnieliśmy wtedy o bożym świecie. Byliśmy tylko my. Nic więcej nie miało dla Nas znaczenia, jednakże.. On musiał wracać. Do Irlandii, w której miał swoje życie, rodzinę, pracę..
Rozstanie bolało, łzy leciały strumieniami.
Utrzymywaliśmy ze sobą kontakt - pisaliśmy sms-y, rozmawialiśmy godzinami przez telefon i Skype.
Po miesiącu zdecydowaliśmy się na ponowne spotkanie a po 3 miesiącach Tatko przyleciał do mnie, do Polski zostając już na stałe.
Oświadczył mi się na lotnisku.
Tak Nam się wspólnie żyło z wzlotami i upadkami, czasem było lepiej a czasem gorzej.
Żyliśmy tak razem pragnąc dziecka, Naszego potomka.
Mijały dni, tygodnie, miesiące, minął rok od pierwszego spotkania.
Test za testem a wyczekiwanych dwóch kresek na teście nie było i im później też tym faktem byliśmy coraz bardziej rozczarowani i zawiedzeni.
Przyszły wątpilowości - a może nie jest Nam to dane byśmy zostali rodzicami?
Aby nie trwać dalej w tej niepewności wybrałam się do lekarza.
Usłyszałam tylko, że nie wie, czemu Nam nie wychodzi ale też jesteśmy za młodzi na jakiekolwiek badania i leczenie.
Rozczarowana tymi słowami wróciłam do domu, płacząc nieustannie..
Wtedy powróciła ta czułość, delikatność, której już brakowało nacisku starań.
Przyszedł dla mnie koniec semestru w szkole, zbliżające się świąta.. Zatraciłam się więc w nauce i przygotowaniach. Zupełnie zapomniałam o braku miesiączki, stres - pomyślałam.
Nastał czas odpoczynku, pełen przygotowań do Wigilii.
Podczas obfitych przygotowań posiłków na tę magiczną kolację poleciała mi krew z nosa..
Kurczę.. Coś jest nie tak..
Poprosiłam, więc moją mamę, która jeszcze jechała na chwilę do miasta, o kupno testu ciążowego.
Udaliśmy się, więc z Tatkiem razem do toalety - zrobić test. Niepewni wyniku jaki ma się Naszym oczom ukazać, mocno zaciskaliśmy kciuki.
Po ukazaniu się tych wymarzonych dwóch czerwonych kresek Tatko stanął zamurowany a ja z radości zaczęłam skakać i płakać. Zapytałam się go, czemu tak stoi, czy się nie cieszy a on powiedział, że się cieszy ale właśnie teraz się takiej wieści nie spodziewał..
Naszego Bożonarodzeniowego Cudu, dla którego dedykuję ten blog.
Po udanym wieczorze w pubie na karaoke, dziewczyny postanowiły wyruszyć dalej, lądując na wiejskiej dyskotece. Poznały one tam wielu kawalerów, lecz jeden.. Przypadł tej zranionej szczególnie do gustu.
Przystojny, wysoki blondyn o uroczych piwnych oczach i czarującym spojrzeniu.
Tak właśnie się z Tatkiem poznaliśmy i tak w sobie zakochaliśmy.
Zauroczeni, szczęśliwi zapomnieliśmy wtedy o bożym świecie. Byliśmy tylko my. Nic więcej nie miało dla Nas znaczenia, jednakże.. On musiał wracać. Do Irlandii, w której miał swoje życie, rodzinę, pracę..
Rozstanie bolało, łzy leciały strumieniami.
Utrzymywaliśmy ze sobą kontakt - pisaliśmy sms-y, rozmawialiśmy godzinami przez telefon i Skype.
Po miesiącu zdecydowaliśmy się na ponowne spotkanie a po 3 miesiącach Tatko przyleciał do mnie, do Polski zostając już na stałe.
Oświadczył mi się na lotnisku.
Tak Nam się wspólnie żyło z wzlotami i upadkami, czasem było lepiej a czasem gorzej.
Żyliśmy tak razem pragnąc dziecka, Naszego potomka.
Mijały dni, tygodnie, miesiące, minął rok od pierwszego spotkania.
Test za testem a wyczekiwanych dwóch kresek na teście nie było i im później też tym faktem byliśmy coraz bardziej rozczarowani i zawiedzeni.
Przyszły wątpilowości - a może nie jest Nam to dane byśmy zostali rodzicami?
Aby nie trwać dalej w tej niepewności wybrałam się do lekarza.
Usłyszałam tylko, że nie wie, czemu Nam nie wychodzi ale też jesteśmy za młodzi na jakiekolwiek badania i leczenie.
Rozczarowana tymi słowami wróciłam do domu, płacząc nieustannie..
Wtedy powróciła ta czułość, delikatność, której już brakowało nacisku starań.
Przyszedł dla mnie koniec semestru w szkole, zbliżające się świąta.. Zatraciłam się więc w nauce i przygotowaniach. Zupełnie zapomniałam o braku miesiączki, stres - pomyślałam.
Nastał czas odpoczynku, pełen przygotowań do Wigilii.
Podczas obfitych przygotowań posiłków na tę magiczną kolację poleciała mi krew z nosa..
Kurczę.. Coś jest nie tak..
Poprosiłam, więc moją mamę, która jeszcze jechała na chwilę do miasta, o kupno testu ciążowego.
Udaliśmy się, więc z Tatkiem razem do toalety - zrobić test. Niepewni wyniku jaki ma się Naszym oczom ukazać, mocno zaciskaliśmy kciuki.
Po ukazaniu się tych wymarzonych dwóch czerwonych kresek Tatko stanął zamurowany a ja z radości zaczęłam skakać i płakać. Zapytałam się go, czemu tak stoi, czy się nie cieszy a on powiedział, że się cieszy ale właśnie teraz się takiej wieści nie spodziewał..
Naszego Bożonarodzeniowego Cudu, dla którego dedykuję ten blog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz