poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Polska w Irlandii

Czasem wychodząc z domu, czy nawet w nim przebywając mam wrażenie, iż jestem w Polsce.

Ogólnodostępność polskich produktów jest oszałamiająca - w niemal każdym większym mieście a nawet miasteczku znajduje się polski sklep. U Nas jest jeden, lecz nieco bardziej oddalonym, większym mieście są aż trzy polskie sklepy i to na jednej ulicy! Do tego polskie produkty dostępne są w większych marketach, np. w Tesco oraz podczas lidlowskich tygodni "Rozsmakuj się w..".

Co takiego możemy dostać polskiego w Irlandii? Wszystko!

Począwszy od przypraw czy słodyczy, przez świeże wędliny, sery oraz warzywa, po chemię oraz artykuły dla dzieci dostępne w Polsce. 
Oczywiście jeżeli czegoś nie ma, w wielu sklepach właściciele idą na rękę i sprowadzają pożądany artykuł.
Tak więc w domu z łatwością możemy przyrządzić kapuśniak czy też ogórkową, doprawić mięso ulubionymi przyprawami a będąc w Irlandii na wakacjach podać swojemu dziecku to samo mleko co w Polsce.

Kocham jeść! - przyznaje się do tego otwarcie i moja szybka przemiana materii pozwala mi na smakowanie życia.

W Irlandii jedzenie jest zupełnie inne - życie smakuje inaczej.

Przyznam, iż brakuje mi intensywności smaku z Polski - tu jedzenie wydaje mi się mdłe, choć z drugiej strony nie cierpię przesadnej ilości octu czy soli w niemal każdym produkcie czy też już potrawie.
Także tutejszy słony majonez, naszemu majonezowi nierówny. 
W tym zakątku też dowiedziałam się, że masło może być słone a chleb smakuje i wygląda jak gąbka. Dowiedziałam się również, że nie tylko my mamy kaszankę (tutaj nazywa się to "black pudding"), ziemniaki można gotować na parze, jak i również podawać w postaci gofrów. Do tego najlepsze jabłka są z Polski, a napoje gazowane i słodzone często są tańsze niż woda.

Wracając do moich odczuć.. Irlandia wiosną wygląda zupełnie tak samo jak Polska, jedynie wszystko szybciej kwitnie, tak jak np. teraz kwitną kasztany i wiśnie. Wiosna wygląda tutaj nieziemsko i pięknie - aż chce się żyć. Dodatkowo ostatnimi czasy pogoda rozpieszcza, więc nie ma co narzekać.

Dlaczego jeszcze zdarza mi się zapomnieć, iż od mojego ojczystego kraju dzieli mnie ok. 2 tysiące kilometrów? 

Przedstawię Wam sytuację: Wychodzę z domu i dajmy na to idę do sklepu. Będąc w nim dosyć często spotykam polaków. Podchodzę do kasy i chce zapłacić - tak - za kasą siedzi polak.
Inna sytuacja: Idę na plac zabaw. Siadam na ławce i oczywiście zwracam się do Brzdąca po polsku, zaraz obok mnie siada inna polka i tak też sobie gadamy.

Swój do swego ciągnie, Polonia jest dosyć duża, choć i tak podobno tutaj w Naszej mieścinie polaków jest już dużo mniej niż w czasie "bumu" emigracyjnego. 

Polacy trzymają się razem, znają się - miłe to jest ale..

No właśnie ale.. Ma to swoje plusy i minusy.
Jakie minusy? Na przykład takie, że nie mam mobilizacji, aby ładnie i składnie nauczyć się płynnie mówić po angielsku. Po co, skoro i tak się wszędzie dogadam? 
Drugą kwestią jest to, iż wiadomo jak to w takiej mniejszej społeczności jest - plotki. Ten to, tamten tamto. Wszystko rozchodzi się w tempie błyskawicy ale pewne historie są wieczne i zamieniają się w legendy - każdy trochę od siebie doda, to przecież nikomu się nie stanie żadna szkoda.

Takie to trochę śmieszne jest, czasem przykre ale zarazem wspaniałe, że czasem ludzie, którzy nigdy wcześniej się nie znali na obczyźnie nawiązują ogromne przyjaźnie i tworzą silne więzi. 

Nasze tutejsze iście polskie Święta Wielkanocne spędziliśmy u sąsiadów rodziny, polaków. Niczym nie różniły się one od tych Waszych, w Polsce. 
Był i żurek z białą kiełbasą, bigos, sałatka jarzynowa, jajka z przepysznym, polskim majonezem, śledzie pod pierzynką i w oleju oraz prawdziwy chleb.
Do tego wyśmienite towarzystwo a dziś bardzo mokry Lany Poniedziałek.

Nie mniej jednak.. Tęsknię a..

Tak wygląda Nasza polska Irlandia: )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz